Gorolski Święto wróciło w tym roku do korzeni. To zdanie zabrzmiało kilkakrotnie, i to z niejednych ust. Z powodu obostrzeń epidemicznych na największym festiwalu folklorystycznym na Zaolziu nie pojawiły się zespoły egzotyczne z różnych krańców globu. „Niestety, z uwagi na obostrzenia nie przyjechali do nas też sąsiedzi. Mieli być Trombitáši Štefánikovci i Drevár ze Słowacji oraz Istebna z Polski”, zaznaczyła kierownik programowy Lucie Peter Tomková.
W sobotę wieczorem odbyła się ulubiona Muzykula – czyli popisy muzykantów przy watrze. „Opinie uczestników były pozytywne. Ludzi zebrało sie sporo, bawili się świetnie. Może czas pomyśleć o tym, żeby sobotnią potańcówkę w stylu disco zamienić na zabawę na ludową nutę”, zasugerowała Peter Tomková.
W niedzielę serce, oko i ucho spragnionego folkloru widza w Lasku Miejskim pocieszyły gorolskie zespoły folklorystyczne. „Wspólnie opracowaliśmy program U nas w Góralii, przedstawiający pracę na roli, w kuźni i zwyczaje ludowe związane z poszczególnymi porami roku. Mimo że zespoły z powodu lockdownu nie miały regularnych prób, wszystkie stanęły na wysokości zadania”, oceniła Peter Tomková.
W programie Pozdrowienia od Dolan Suszanie zaprezentowali tańce dolańskie i cieszyńskie, zaś Błędowianie tańce cieszyńskie. „Może i co poniektórym brakowało egzotyki, sporo osób jednak stwierdziło, że na Gorolu im się bardzo podobało, bo było swojsko i rodzinnie”, podsumowała Lucie Peter Tomková.