Jak zaczęła się twoja kariera muzyczna?
Chociaż nie uczęszczałem do gimnazjum, z bracią zaolzianską z gimpla spotykałem się regularnie na wspólnie organizowanych rockotekach i na prowadzonych przeze mnie imprezach.
Didżejem byłem od piętnastu lat. Po zdaniu matury od pani Marii Podzemnej, która prowadziła zespół Bystrzyca dowiedziałem się, że są jeszcze wolne miejsca na cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego. Pomyślnie zdałem egzamim i zostałem studentem wychowania muzycznego.
Na studiach w Cieszynie dołączyłeś do jakiegoś zespołu?
Moją specjalnoscią zostały skrzypce. Poznałem się z chłopakami z całego Śląska Cieszyńskiego w tym również z Istebnej. I to właśnie oni zaprosili mnie do współpracy – do projektu Beskid Folk Band, który poszukiwał skrzypka. Zespół założyły osoby, które kiedyś otrzymały propozycję grania w Golec uOrkiestra. Nie przyjęły oferty, bo po prostu nie były przekonane do tego projektu. Beskid Folk Band niestety nie wypalił, w 2002 roku umarł śmiercią naturalną.
Nie zraziłeś się tym nieopowodzeniem?
Nie, bo przede mną było jeszcze prawie całe pięć lat studiów na UŚ-iu. W 2003 roku z perkusistą Piotrem Kohutem i gitarzystą Wojtkiem Zubrzyckim postanowiliśmy kontynuować, tyle że z nową ekipą. Tak powstał zespół Folkoperacja. Wiodło jej się dużo lepiej niż Folk Bandowi.
Dwa lata później wydaliśmy pierwszą płytę Folkoperacja. W 2010 roku okazało się, że jedni chcą podążać w prawo, inni wlewo a jeszcze inni prosto. Mieliśmy po studiach, każdy miał jakąś pracę czy firmę. Pożegnałem się z Folkoperacją.
Ruszyłeś własną drogą i w ten sposób powstał zespół Bartnicky?
Tak. Nazwa Bartnicky to było marketingowe pociągnięcie. Jestem skrzypkiem i wokalistą, gram też na gitarze akustycznej i mandolinie. W ciągu kilku lat skład naszego zespołu zmienił się kilka razy, chociaż jego trzon pozostaje taki sam.
Zespół Bartnicky wykonuje autorski repertuar jak również utwory ludowe pochodzące z Beskidów we własnych aranżacjach. Nasze klimaty to przede wszystkim szeroko pojęty folk, indie (muzyka alternatywna lub niezależna – przyp. aut.) oraz rock pop. Do folku dodajemy coraz więcej naszego własnego przekazu autorskiego, tudzież jest to muzyka w stylu folk rock popa z domieszkami indie rocka. Dzięki systematycznym lekcjom śpiewu mój wokal już nie jest typowo góralski, jak wcześniej w Łączce czy w Bystrzycy.
Co jest twoim zdaniem największym osiągnięciem zespołu Bartnicky?
W czasach pandemii był to utwór Dwa brzegi, do którego zostaliśmy zaproszeni przez cieszyński zespół Izabel. W Polsce ten utwór został przyjęty bardzo ciepło, co bardzo nas cieszy. Staramy się utrzymywać własny poziom i z roku na rok podnosić poprzeczkę o dziesięć czy dwadzieścia procent.
Wspomniana pandemia trochę nas przyhamowała, w 2019 roku zaliczyliśmy około 50 koncertów. Podczas gdy w 2021 roku zespoły o wiele bardziej znane od nas zagrały zaledwie pięć koncertów, my zagraliśmy ich dwanaście. Chociaż nie jesteśmy zkomercjalizowanym zespołem, mamy swoich odbiorców.
W którym kierunku Bartnicky wyruszył w drugie dziesięciolecie?
W drugiej dekadzie chcielibyśmy jeszcze bardziej pójść w autorskim kierunku. Jakby udało nam się napisać dwa lub trzy przeboje, które pojawiłyby się w czeskich albo polskich stacjach, było by bardzo fajnie. Chcielibyśmy zawojować również po czeskiej stronie.