„Teatr to dla mnie drugi dom”

Halina Branna, dziś Paseková, zadebiutowała w Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego w młodziutkim wieku. Miała 17 lat i była uczennicą gimnazjum. Od tego czasu  minęło już  sześćdziesiąt lat. To idealna okazja do wspomnień.

Halina Paseková ma w swoim prywatnym archiwum wszystkie programy Sceny Polskiej od 1951 roku. Foto: EŚ

Można chyba bez przesady powiedzieć, że zakochała się pani w teatrze.
Zawsze mówię, że teatr to mój drugi dom. Rodzice zabierali mnie na spektakle praktycznie od dziecka. Oczywiście musiała to być sztuka odpowiednia do wieku. Dlatego tak bardzo dobrze pamiętam na przykład pierwszą „Królewnę Śnieżkę”. Moi rodzice byli od samego początku wiernymi widzami Sceny Polskiej i tu muszę się pochwalić, że dostałam od nich w spadku wszystkie programy Sceny od 1951 roku. Mam więc prywatne archiwum, w którym zmieściłam całą historię Sceny Polskiej (śmiech).

Wróćmy do pani debiutu. Czy pamięta pani pierwsze słowa, które wtedy padły na scenie?
Oczywiście. W „Królowej przedmieścia”, której premiera odbyła się 10 marca 1961 roku, zagrałam służącą Marysię, a moje słowa skierowane były do Fryderyka Gogółki i brzmiały… A pana mecenasa to się zawsze głupie żarty trzymają. Była to moja pierwsza premiera, a ostatnia premiera Sceny Polskiej jeszcze w sali hotelu „Piast” przed przeprowadzką do nowego budynku teatru przy ul. Ostrawskiej.

A potem?
Po maturze udałam się na studia aktorskie do Krakowa, a w połowie lat sześćdziesiątych powróciłam do Teatru Cieszyńskiego i zostałam do dzisiaj, chociaż teraz pracuję już tylko na pół etatu, jako emerytka.

A tych premier, w których pani do tej pory wystąpiła było?
Dokładnie 225 z 475 wszystkich premier Sceny Polskiej.

Które role były dla pani najważniejsze?
Oj, trudne pytanie. Każda mniejsza czy większa rola jest dla mnie ważna.

To może które najbardziej utkwiły pani w pamięci?
Najbardziej zapamiętałam sztuki, które pojawiły się w repertuarze Sceny Polskiej dwa lub nawet trzy razy i zawsze grałam w innej roli. W „Ani z Zielonego Wzgórza” najpierw wcieliłam się w Dianę, później w Marylę, w „Moralności pani Dulskiej” wpierw grałam Hankę, a później samą Dulską. W „Porwaniu Sabinek” zaś na początku grałam córkę, a później jej matkę. Tych spektakli było więcej. Wspominam też „Swoją” w „Janosiku, czyli na szkle malowane”, no i  „Cieszyńskie niebo”, gdzie zagrałam… rzekę Olzę. Było jeszcze wiele, wiele innych.

Może pani zdradzić życzenie z okazji swojego jubileuszu artystycznego?
To życzenie mam od dawna, jednak do tej pory jeszcze mi się nie spełniło i nie wiem czy kiedykolwiek się to uda.

Zatem?
Zawsze pragnęłam zagrać w Scenie Polskiej razem z najstarszym synem Przemkiem. Nota bene on ukończył tę samą uczelnię co ja, czyli Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie (przyp. red. dziś Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego) i jest aktorem w krakowskim teatrze Bagatela. To takie moje skryte marzenie.

A może jeszcze inne?
Na razie mogę jeszcze grać w naszym teatrze, za co jestem kierownictwu niezmiernie wdzięczna. O ile jednak będę musiała kiedyś odejść, co na pewno nastąpi, to pragnęłabym, żebym się mogła pożegnać jakąś ładną rolą. A z tym związane życzenie, żebym się czuła jak do tej pory przez widza doceniana i cieszyła się jego sympatią. To jest moje życzenie.

Další zprávy z regionu